Mieszkaniowe perturbacje i inne atrakcje

 Znalezienie mieszkania w Grecji, w miasteczku, które sobie wybraliśmy do życia okazało się nie lada wyzwaniem. Przyjazd w połowie czerwca – męża, córki, kota , psa i dobytku, na nic się zdał, bo Grecy latem wypatrują turystów, nie myśląc ani trochę o stałych lokatorach . Oferta mieszkań pod wynajem owszem, bogata, co z tego, skoro ceny kosmiczne (w większości kalkulowane za dzień, nie miesiąc), albo mieszkania dostępne tylko od września do września, a w lipcu i sierpniu pewnie na plaży najlepiej byłoby zamieszkać. 




Na początku lipca do Grecji, do Prewezy, leciałam z synem , ciocią i nadzieją, że jednak dopisze nam szczęście i szybko to nasze nowe mieszkanie znajdziemy. Nie znaleźliśmy. Oglądaliśmy kilka, ale albo były za duże , albo za małe na naszą rodzinę, albo nieumeblowane, albo w stanie nienadającym się do użytkowania. Szukamy mieszkania z trzema sypialniami, mąż dostaje z agencji nieruchomości wiadomość , że jest takie, że trzy sypialnie, że na pewno trzy sypialnie, że zapewniają, że są trzy sypialnie i na pewno trzy i co się się okazuje? Że jedna z sypialni znajduje się pod schodami, prawie pokój żywcem wy(na)jęty od Harrego Pottera, jak stwierdziła Fede, tak samo mały, ciasny, ciemny i beznadziejny. Nikt przecież nie obiecywał okna, metrażu i przyzwoitej wysokości. Ale niespodzianek było więcej. Pomijając dziurawy dach w pomieszczeniu-nie-pomieszczeniu czyli klitce z dachówkami zamiast sufitu, za prowizorycznymi okno-drzwiami tuż przy salonie na poddaszu i dach-taras bez zabezpieczeń , to 4-ro centymetrowe robale wychodzące z odpływu pod prysznicem, tudzież leżące na odwłokach i dopełniające swego robalowego żywota swych dni wierzganiem nóżkami zrobiły na mnie największe wrażenie. Odrażające rzecz jasna. I część kuchenna, i łazienka, i pokoje zasłane były trupami i za chwilę trupami będącymi. Cena za atrakcyjne lokum całe 700 euro na miesiąc. Cóż, miasteczko turystyczne i nad wyraz urocze (postanowiliśmy poszerzyć krąg poszukiwań na Lefkadę) to i ceny z rozmachem ustalane. Gdybyśmy jednak zdecydowali się zamieszkać bez umowy i faktury – cena spadłaby w dół na całe 590 Euro. A ja o mało z wrażenia nie spadłabym z tych krętych schodów, co to pod którymi mogłabym zamieszkać. Pisać nie trzeba, że zrezygnowaliśmy. Z lekkim sercem i ciążącą pamięcią o robalach i skrytce-pokoju. W rekompensacie za ekstremalne wrażenia, do których dla mojego punktualnego małżonka zaliczało się ponad 40 minutowe oczekiwanie na agenta na progu agencji w skwarze 40-stopniowego słońca, zafundowaliśmy sobie samochodową wycieczkę po okolicach natrafiając na ruiny zniszczonego w latach 50-tych, podczas trzęsienia ziemi, miasteczka górującego nad rzeczną Lefkadą. To był lipiec.

Skok naprzód. Do 23 sierpnia Roku Pańskiego 2021. Tym razem Kastrosikia. Dzisiaj nasi polscy przyjaciele, którzy wspólnie z nami spędzali wakacje (to druga tura przyjaciół w tym roku), przywieźli nas w liczbie 4 – mnie, Lorenzo, kota i psa, na nowe tymczasowe włości. Do domku letniskowo-wypoczynkowego naszego greckiego przyjaciela. Mamy tu apartament (zaprawdę zbyt szumne to słowo) na parterze, pokój z aneksem kuchennym ( a raczej kuchnią z drugiej, choć wyglądającą jak z dwudziestej drugiej ręki), łazieneczką tyci, tyci , wszystko w pakiecie ze sporych rozmiarów pająkiem. Matko moja! Co ja bym zrobiła bez Macieja. Przyjacielu! Uratowałeś mi i mojemu dziecku życie wynosząc bestię na kiju do pobliskiego gaju oliwnego. Dziękuję. I za obchód kątów, i za chudego pająka wyeksmitowanego z lokum na ścianie przy łóżku. Dziękuję Tobie, który dokonawszy tego bohaterstwa, pożegnawszy się odjechałeś do swoich, by jeszcze dzisiaj udać się w podróż powrotną do Polski. A ja mimo niedostatków tu i ówdzie, nadmiarów robactwa tu i tam wciąż postrzegam to wszystko jako życiową przygodę.

Trzy ostatnie dni spędziliśmy z Maciejową rodziną – Z Iloną, Maciejem, Justyną i Mileną. W apartamencie nad morzem, obok tego, w którym do tej pory mieszkaliśmy (obecnie przebywają tam turyści, bo my prawie tubylcy, choć naprawdę niebylcy) , w dużym pokoju pędziliśmy wesoły wakacyjny żywot. Byliśmy w basenowych przybytkach, w wesołym miasteczku, znowu na basenie, w mieście na spacerze i w restauracjach na jedzeniu. Eh, było bardzo miło. A mąż wyjechał z córką do Polski, na tydzień, do dermatologa, ortodonty , do Syna Pierworodnego, który mając 18 lat zdecydował rozpocząć prawdziwe dorosłe życie pozostając w kraju, i do cioci, która po miesiącu pobytu tutaj wróciła do Torunia.

Tyle lat tutaj przyjeżdżam , ale tak naprawdę dopiero teraz uzmysłowiłam sobie jak inne zwyczaje tutaj panują. Choćby takie sprzątanie. Grecy nie szczędzą wody (ku naszej rozpaczy , sykaniu, fukaniu i łapaniu się za głowę) , polewając wielkimi strumieniami , ba , rzekami całymi, podłogi w apartamentach, tarasy, balkony, okna w domach i co jeszcze polewają…się okaże. Potem albo zbierają wodę myjką do szyb na długim kiju usadowioną albo zostawiają do wyschnięcia i do spłynięcia do sąsiadowi z dołu. To po to na każdym balkonie, na wsi czy w mieście , krany umieszczają. To mycie, to zlewanie wodą z efektywnością mało ma wspólnego, jak na moje. No, może efektowne to jest. Wężem jak sikawą woda się leje ,co tylko popadnie. I jak odkryłam owo szuranie myjką po wodzie na kaflach podłogowych relaksujące i odprężające bywa. Coś ma w sobie ten zabieg.

Relacja na żywo tym razem. Pewnie jedna z niewielu. Godzina 15.49 czasu greckiego. Lori bawi się klockami Lego, jednak co chwilę przerywa zabawę próbując wypłoszyć z szafy naszą kotkę zwaną Micią. Biedactwo znalazło siebie ustronne miejsce na odpoczynek i odstresowanie po kolejnej przeprowadzce. Ja zasiadłam do niby komputera, czyli małopamięciowego laptopa, by nadrobić , to co nie do nadrobienia w krótkim czasie, z winy tych wszystkich mieszkaniowych perturbacji. I skoro przypomniałam sobie o tych zaległościach porzucam pamiętnik i biorę się do pracy. Bo za dwie godzinki idziemy nad morze.


 

Komentarze

Popularne posty